Barafu Camp na wysokości ponad 4,6 tys. metrów n.p.m. będzie naszym celem piątego dnia wędrówki na Dach Afryki. To dzień na odpoczynek i mentalne przygotowanie do ciężkiej nocy i kolejnego dnia, jakie są przed nami.
Barafu Camp jest ostatnim campem na naszej trasie do góry. Tu spędzimy całe popołudnie i wieczór. Niestety o spaniu w nocy nie ma dziś mowy, bo czeka nas całonocne podejście na szczyt. Nie da się ukryć, jesteśmy tym raczej bardziej przerażeni, niż podnieceni
- Punkt startowy: KARANGA CAMP 4030 m n.p.m.
- V Nocleg w BARAFU CAMP 4673 m n.p.m.
- Długość trekkingu: około 3,5 km
- Czas przejścia: około 3 godzin
KARANGA CAMP 4030 m n.p.m.
Ostatnia normalna noc za nami. Oj, nie pospałam dzisiaj , ale nie martwię się tym , może uda się w dzień. Dzisiaj pobudka o 7.00, tym razem nietypową herbatką, bo ze świeżym imbirem. Mniam, uwielbiam ten smak i zapach, bo kojarzy mi się z Himalajami. Otwieram zamek od namiotu, przejmuje herbatkę i podziwiam cudowny widok. Już od świtu nasz camp wygląda fantastycznie. Z jednej strony masyw Kilimandżaro, już prawie na wyciągnięcie ręki , z drugiej morze chmur.
Dzisiaj bez pośpiechu, jest czas na spokojną, ostatnią już jogę. Przed nami zaledwie 3 godziny podejścia, musimy tylko dojść do ostatniego już przed atakiem szczytowym campu, tam odpocząć i się posilić. Całe zadanie na dzisiaj. Niby nic, ale wcale nie jest super łatwo. Wchodzimy dzisiaj prawie na 4700 i tam śpimy, albo raczej próbujemy, bo tym razem mamy na to czas do 22.30, potem pobudka. Brzmi absurdalnie ? Oj brzmi … Jesteśmy raczej przestraszeni wizją kolejnej nocy i wiemy, że finał coraz bliżej.
Robimy sobie jeszcze zdjęcia pamiątkowe przy tablicy informacyjnej, bo wczoraj było zbyt na to paskudnie i ruszamy.
KARANGA CAMP > BARAFU CAMP
CZYLI TREKKING MIĘDZY CAMPAMI
Około godziny 9.00 opuszczamy oświetlony pięknie słońcem camp … Nie ma w nim dużo ludzi, bo jak już wspominałam w poprzednim dniu, większość wypraw omija go i wędruje od razu tam gdzie my dzisiaj. Powolutku między kamieniami i resztką niskiej roślinności pniemy się w górę . Mijają nas tradycyjnie tragarze, Kili powoli zasłaniają chmury, jest bajecznie. Do czasu kiedy i my wchodzimy w te chmury.
Od teraz można się poczuć jak by człowiek szedł przez pustynię , tylko zamiast piachu są wokół potłuczone kamienne płytki. Przy stanięciu na nich wydajemy dźwięk jakby faktycznie potłukła się tu jakaś ceramika. Nie da się ukryć, że jest mało ciekawie. Robimy postoje, idziemy wolniutko. Choć 2 dni temu robiliśmy już aklimatyzację na tej wysokości, organizm wcale nie jest nią zachwycony.
A przed nami jeszcze 1200 metrów różnicy wysokości. Matko, w co myśmy się wpakowali ?
BARAFU CAMP 4673 m n.p.m.
Po około 3 godzinach jesteśmy na miejscu. Tu są wszyscy, choć większość dojdzie dopiero po południu. Dlaczego – wyjaśniłam to we wpisie DZIEŃ 4. Mijamy dziesiątki namiotów i idziemy do kolejnej tablicy z nazwą i wysokością. Jak zawsze obowiązkowa sesja i potem szukamy naszego obozowiska.
Znajdujemy go chyba z 200 metrów dalej i kawałek niżej. Tu teren jest już tak nierówny, że jesteśmy rozsiani po różnych miejscach i mamy raczej krzywo namioty. Ale i tak doceniamy wysiłki naszych porterów. Nasze kochane chłopaki znowu zadbały, żeby jadalnia i toalety były jak najbliżej. I tak schodząc do namiotu przewracam się kilka razy na niestabilnym zwałowisku kamieni. Jak ja mam tu chodzić po ciemku, skoro mam problemy jeszcze w jasności ?
Rozkładany rzeczy w namiocie i idziemy do jadalni na lunch. Wyszło słońce i grzeje namiot jak byśmy byli na upalnej pustyni, a nie na wysokości 4600 metrów ! Rozbieramy się do krótkich rękawków. Po jedzonko kładziemy się na drzemkę w naszych namiotach. Normalnie nigdy w życiu bym w dzień nie zasnęła, chyba, że ciężko chora. A tymczasem w tym ciepełku film mi się urywa na jakieś 2 godzinki. Od razu inaczej się czuję.
MAWENZI PEAK – 5149 M.N.P.M.
Po południu przed nami taki widok, oświetlony słońcem szczyt Mawenzi, czyli drugi najwyższy szczyt Kilimandżaro po szczycie Kibo. Wznoszący się na imponującą wysokość 5149 metrów jest też trzecim co do wysokości szczytem w Afryce po Kibo Peak i Mount Kenya. To podobno bardzo trudny szczyt do zdobycia, tu nie obejdzie się bez specjalistycznego sprzętu. Nie da się ukryć – góra jest przepiękna.
Po drzemce obiadokolacja i znowu spanie. Teraz już ciężko zasnąć, już zaszło słońce i od razu zrobiło się strasznie zimno, po kolejnych posiłkach trzeba opróżnić pęcherz więc znowu wędrówka. Porterzy i reszta obsługi w większości nie idą na szczyt więc nie odpoczywają, tylko głośno rozmawiają, a to oznacza, że nawet stopery nie są w stanie ich zagłuszyć. Po za tym kto normalny kładzie się spać po przysłowiowej „dobranocce” ?
Godzina 23.00 , zwarci i gotowi , ubrani jak na Sybir stawiamy się na zbiórce w jadalni. Przed wyjściem ciepła herbatka, popcorn i ciasteczka. Odprawa i wszystkie ważne informacje przed wyjściem szczytowym.
Chwilę po północy ruszamy, ale to już opowieść na kolejny rozdział.
Mamy w końcu nowy dzień …
TANZANIA – PRZEWODNIK PO KRAJU I INFORMACJE PRAKTYCZNE >>
KILIMANDŻARO 7-DNIOWY TREKKING DZIEŃ PO DNIU >>
- KILIMANDŻARO – INFORMACJE PRAKTYCZNE >>
- MACHAME GATE > MACHAME CAMP (DZIEŃ 1) >>
- MACHAME CAMP > SHIRA CAMP (DZIEŃ 2) >>
- SHIRA CAMP > LAVA TOWER > BARANCO CAMP (DZIEŃ 3) >>
- BARANCO CAMP > KARANGA CAMP (DZIEŃ 4) >>
- KARANGA CAMP > BARAFU CAMP (DZIEŃ 5) >>
- BARAFU CAMP > UHURU PEAK > MWEKA CAMP (DZIEŃ 6) >>
- MWEKA CAMP > MWEKA GATE (DZIEŃ 7) >>
TARANGIRE – SAFARI W PARKU NARODOWYM >>
Bardzo żałuję, że zdrowie nie pozwala mi już na takie ekstremalne wyprawy, pozostaje śledzić z ekscytacją wyczyny innych, dziękuję zatem za fotorelację.
Z największą przyjemnością śledzę kolejne dni waszej podróży.
Ależ przygoda! Zazdroszczę okropnie, bo sama miałabym chrapkę na taką wyprawę.