Baranco Camp > Karanga Camp

BARANCO CAMP > BARANCO WALL > KARANGA CAMP (KILIMANDŻARO – DZIEŃ 4)

Karanga Camp na wysokości ponad 4 tys. metrów n.p.m. będzie naszym celem czwartego dnia wędrówki na Dach Afryki. Po drodze czeka nas atrakcja w postaci skalnej ściany Baranco, przypominającej naszą tatrzańską Orlą Perć, tyle, że bez umocnień.

Karanga Camp jest co prawda naszym dzisiejszym celem, ale to przejście Baranco Wall będzie najciekawszym momentem w całym dniu wędrówki. Dzisiaj przeżyjemy całą gamę doznań, od skoku adrenaliny na podejściu, przez luz na trasie kolejnej, po pierwszy deszcz jaki zastaje nas na trasie, a potem w campie


  • Punkt startowy: BARANCO CAMP 3900 m n.p.m.
  • Najwyższy punkt na trasie 4230 m n.p.m.
  • IV Nocleg w KARANGA CAMP 4030 m n.p.m.
  • Długość trekkingu: około 4,5 km
  • Czas przejścia: około 5 godzin

BARANCO CAMP


To była ciężka noc , było wyjątkowo zimno, temperatura na pewno spadła grubo poniżej zera, mgła wisiała prawie cały czas nad obozem i choć tylko raz musiałam opuścić w nocy namiot to i tak kiepsko spałam. Zaczęło mnie boleć gardło, ale poranna herbatka o 7 rano okazała się zbawienna. Gorzej , bo poczułam że zatykają się zatoki. Nie, tylko nie to, czyżby powtórka z Himalajów? Zażywam więc wszystkie możliwe witaminy i Ibuprom zatoki, w jadalni jeszcze zbawienna witaminie c , która dostaje od towarzysza wyprawy z Kanady. Działa …

Poranek jest obłędny, słoneczko oświetla okoliczne szczyty, w tym nasze Kili, nawet nie trzeba wchodzić z namiotu, żeby mieć bajeczne widoki.

Po śniadaniu pakujemy manatki do końca, ale dolina dalej jest w cieniu i jest okropnie zimno, dopiero koło 8.30 rozświetla ją słońce i w momencie robi się gorąco. Ależ bym powędrowała z powrotem tym lasem, który wczoraj widzieliśmy we mgle. W tym słońcu musi wyglądać obłędnie. Niestety, dzisiaj inny kierunek i dalsza część wędrówki.


BARANCO CAMP > BARANCO WALL

WEJŚCIE NA 4230 M N.P.M.


W końcu ruszamy, my i inne obozy prawie na raz . Przed nami ściana Baranco . Zanim do niej dotrzemy przekraczamy mały potok , potem las sinesi , potem mostek nad kolejnym potoczkiem i już jesteśmy pod ścianą.

Robi się z momencie straszny korek , bo wyobraźcie sobie naszą Orlą Perć , a na niej setki ludzi i do tego porterów , którzy mają pierwszeństwo . Patrzenie na nich jak nas wyprzedzają tą prawie pionową ścianą z tobołami na głowach mrozi krew w żyłach. Jeśli ktoś ginie na Kilimandżaro to na pewno to po za samym szczytem jest miejscem najbardziej niebezpiecznym. Adrenalina działa tutaj w pełni, bo przejście jest emocjonujące, w ruch idą wszystkie kończyny. Ale ma to swoje zalety , człowiek zapomina że jest na 4000, że się kiepsko oddycha i że wczoraj tak źle się czuł. Korki i czekanie też mają swoje zalety , jest czas sięgnąć po aparat i udokumentować to podejście.

Ostatni odcinek ściany robimy w chmurach. Ech, a było tak pięknie. Jeszcze ostatni kawałek mini wspinaczki i jesteśmy w najwyższym punkcie dzisiejszego dnia.

Kamienne wypłaszczenie i wysokość mniej więcej 4230 m n.p.m. Jest godzina 10.30, w końcu dłuższa przerwa i czas na opróżnienie pęcherza. Na ścianie nie było na to szansy.


BARANCO WALL > KARANGA CAMP 4030 m n.p.m.


Czas ruszać dalej, jeszcze większość trasy przed nami. Teraz już idziemy w pełnym mleku, nie wiemy więc jakie widoki mogłyby nam towarzyszyć. Szkoda, bo samo przejście jest wyjątkowo nudne i pozbawione już czegokolwiek na czym można oko zawiesić. Do tego mgła zaczyna się skraplać, a chwilę później towarzyszy nam już deszczyk. Wyciągamy więc wszystko co ma nas przed nim ochronić i tak wycieczka robi się bardzo kolorowa.

Po kolejnej godzinie wędrówki dochodzimy do spalonego mini lasu. Pożar miał tu miejsce kilka miesięcy temu i świat wygląda dość przerażająco. Wąska, czerwona od ziemi ścieżka prowadzi nas ostro w dół.

Powoli przestaje padać, na nasze szczęście. W dolinie jak się okazuje płynie sobie mały o tej porze potok i siłą rzeczy rośnie tu całkiem sporo kolorowej roślinności. W słońcu dolina musi wyglądać przepięknie, ale niestety te widoki nie dla nas.

Przed nami ostatni tego dnia odcinek do przejścia i niestety ten jest jakby pionowo w górę. Nie jest to zbyt męczący dzień, jesteśmy w trasie zaledwie 5 godzin, ale na tych wysokościach, po tylu dniach w zimnie i po niewyspaniu, każde podejście wymaga nie lada wysiłku. Wizja obiadku i śpiworków w namiotach pcha nas do góry.


KARANGA CAMP 4030 m n.p.m.


Już o 13.50 meldujemy się w naszym campie. Jest szaro buro, jesteśmy nieźle brudni zwłaszcza po deszczu, ale nasi porterzy tradycyjnie już dopadają nas ze szmatami, aby doczyścić nasze buty. Rozkładamy się w namiotach i idziemy do naszej jadalni na obiadek.

Obiad jak zwykle składa się w 3 dań , poznajemy nawet w końcu naszego kucharza. Zjadamy zupkę, pizze, ziemniaczki, sałatkę i kruki (czyli kurczaki). I było by sympatycznie, gdyby nie fakt, że właśnie mamy prawdziwe oberwanie chmury i jadalnia zaczyna nam przeciekać. Już dawno wszyscy zjedli, ale nie da się wyjść. Czekamy więc, aż deszcz przejdzie, żeby można było się przemieścić .

Teraz czas na odpoczynek. Jest jednak wyjątkowo zimno i jakoś nieprzyjemnie przez straszną wilgoć po deszczu. Zaczynamy wątpić, czy zdobycie szczytu jest w ogóle możliwe. Z drzemki nici, ale już sam fakt rozprostowania kręgosłupa jest dość cenny.


DLACZEGO 7, A NIE 6 DNI NA CAŁY TREKKING ?

Po południu krążymy sobie po obozie i dziękujemy opatrzności, że wybraliśmy tą, a nie inną agencję, czyli ADVENTURE 24 . Większość z nich oszczędza na czasie i oczywiście siłą rzeczy na pieniądzach i robi dzień dzisiejszy i jutrzejszy w jednej dobie. To oznacza, że po przerwie na obiad, muszą wędrować jeszcze kilka godzin do następnego campu i po chwili odpoczynku idą przez całą noc na atak szczytowy. Na samą myśl o takim wariancie robi nam się słabo. A są i firmy, które oferują 5-dniowy trekking. W tym wypadku trudno się dziwić, że „zdobywalność” szczytu to zaledwie 66%, a nasza agencja ma ją na poziomie 97% .


KOLACJA I ŚMIECH DO ŁEZ

Na kolacji nasz lider Michał powoli odsłania przed nami wizje zdobywania szczytu, czyli jutrzejszego dnia i nocy i generalnie tego co nas czeka. I wtedy naszą grupę ogarnia prawdziwa „głupawka”. Jeden wpada na pomysł , że za rok zorganizuje „Gubałówka Challenge” i snuje wizje kolejnych campów na jego stokach. Reszta dopowiada kolejne głupoty i wszyscy śmiejemy się łez. Nawet boimy się, że pęcherze tego nie wytrzymają i zaraz nasze stołki będą mokre nie tylko z powodu deszczu.

W tak radosnych nastrojach, od razu nastawieni optymistycznie kładziemy się spać.



TANZANIA – PRZEWODNIK PO KRAJU I INFORMACJE PRAKTYCZNE >>

KILIMANDŻARO 7-DNIOWY TREKKING DZIEŃ PO DNIU >>

TARANGIRE – SAFARI W PARKU NARODOWYM >>

NGORONGORO – SAFARI W PARKU NARODOWYM >>

MASAJOWIE W TANZANII >>

ZANZIBAR – PRZEWODNIK PO WYSPIE I INFORMACJE PRAKTYCZNE >>

6 Replies to “BARANCO CAMP > BARANCO WALL > KARANGA CAMP (KILIMANDŻARO – DZIEŃ 4)”

  1. Zdjęcie są obłędne, zawsze doceniam autora wpisu, kiedy daje nam taką dawkę tego co sam osobiście zobaczył.

  2. Te zdjęcia, ta determinacja tych wędrujących, ich odwaga zawsze robią na mnie ogromne wrażenie. Zwłaszcza patrząc na to jak te wyprawy bywają niebezpieczne.

  3. Te zdjęcia i w ogóle determinacja ludzi decydujących się na takie wędrówki robi na mnie zawsze ogromne wrażenie. Podziwiam ich odwagę, siłę wewnętrzną i to, że chcą zawsze robić co kochają. Takie wędrówki bywają niebezpieczne.

Zostaw odpowiedź