Shira Camp

MACHAME CAMP > SHIRA CAMP (KILIMANDŻARO – DZIEŃ 2)

Shira Camp na wysokości ponad 3,7 tys. metrów n.p.m. będzie naszym celem drugiego dnia wędrówki na dach Afryki. Tego dnia wejdziemy też na punkt widokowy i pożegnamy dzień pięknym zachodem słońca.

Shira Camp, czyli druga noc w namiocie na Czarnym Lądzie. Już dzisiaj jest prościej. Znamy już zasady, jest plan i wiemy co mniej więcej nas czeka. Absolutną niespodzianką będą dla nas widoki, bo w końcu jesteśmy tu pierwszy raz w życiu.


  • Punkt startowy: MACHAME CAMP: 3020 m n.p.m.
  • II Nocleg w SHIRA CAMP: 3750 m n.p.m.
  • Podejście na punkt widokowy: 3888 m n.p.m.
  • Długość trekkingu: około 9 km
  • Czas przejścia: około 6 godzin

MACHAME CAMP


Kilka osób widziało jakieś zwierzaki w obozie, coś w rodzaju jelonków, ale szybko uciekały widząc światło czołówek. Za nami pierwsza noc. Nie było tak źle, zimno w w namiocie okazuje się być mniej odczuwalne niż było w lodży himalajskiej.

6.00 pobudka. Słyszymy JUMBO, czyli cześć, potem otwieranie zamka w namiocie i wita nas Tanzańczyk z tacą oferując kawę lub herbatę. Taka fantastyczna pobudka czeka na nas od dzisiaj każdego kolejnego dnia. Wypicie gorącej herbatki jest absolutnie cudowne. Od razu człowiekowi chce się wstawać na to zimno.

O 7.00 śniadanko, do tego czasu trzeba wszystko spakować, zwinąć śpiwory, materace i opróżnić cały namiot, a także przygotować plecak na wędrówkę ze wszystkim co niezbędne. ktoś właśnie chodzi z koszem i zbiera od ekipy butelki, camelbaki i termosy. Mamy mieć ze sobą minimum 3 litry wody. W zielonym namiocie czeka nas śniadanko, zaczynamy od obowiązkowej każdego dnia pysznej owsianki, potem kanapki, parówki, czasem jakieś tosty, naleśniczki, czy omlety … „full wypas” jak to mówią.

8.00 zwarci i gotowi ruszamy w trasę. Obóz już zwinięty, za chwilę nasze torby znikną załadowane przez naszych kochanych porterów. Obóz oświetla już poranne słońce, a pogoda jak marzenie zachęca do ruszenia przed siebie.


MACHAME CAMP > SHIRA CAMP

TREKKING PRZEZ OSTATNIE PARTIE LASU Z WIDOKAMI


Początek szlaku wiedzie przez odpowiednik naszej kosówki. Roślinność już nie jest taka gęsta i wysoka jak w niższych partiach. Wyprzedzają nas dziesiątki porterów, a że ścieżka nie jest szeroka, trzeba co chwila stawać, aby ich przepuścić. Ma to jednak same zalety, jest czas żeby odetchnąć, za chwile przekraczamy przecież barierę 4000 metrów, można się napić i oczywiście porobić dziesiątki zdjęć. A widoki robią się coraz piękniejsze, bo roślinność odkrywa przed nami cudowne panoramy.

Pierwszy dłuższy postój robimy na skale widokowej. Oczywiście trzeba się na nią wspiąć, aby mieć takie spektakularne widoki. Nie będę ukrywać, że czułam się dość niepewnie wchodząc na skałę. Wysokość już tu robi swoje, a i moje niedawne przykre doświadczenia ze skręconą kostką w podobnym miejscu, działają na podświadomość. Szybka sesja, spojrzenie wokoło i czas wrócić po plecak i iść dalej.

POSTÓJ NA SKALE Z WIDOKAMI

Przed nami kolejne skałki i widoki, dzisiejsza trasa widokowo nas rozpieszcza. Wokół mnóstwo ciekawej roślinności jakiej nie widzieliśmy nigdzie indziej. Pewne gatunki są tu faktycznie endemiczne i występują tylko w obrębie Kilimandżaro.

Kolejny dłuższy postój na trasie jest w bardziej „cywilizowanych” warunkach, bo stoi tu nawet toaleta. Jedna osoba z naszej ekipy topi w niej nawet swoje górskie okulary. Wcześniej należał do tych, którym zgubiono bagaże, widać pech prześladuje go nadal. Na szczęście dobry humor nie opuszcza i jego. Muszę przyznać, że nie często zbiera się ekipa tak pozytywnych optymistów jak ta nasza. W takim towarzystwie nic nie straszne.

POLE POLE

Oznacza „wolno, wolno” … to nasze hasło na całą wyprawę. Bo tu się nie da szybko z wielu powodów. A nasz główny to brak aklimatyzacji. Kolejny, ostatni przed obozem odcinek drogi odkrywa przed nami prawdę, czyli fakt, że znajdujemy się na wulkanie. Widoki po prostu stają się coraz bardziej surowe, a skały typowo wulkaniczne.

Po ponad 5 godzinach wolnej wspinaczki oczom naszym ukazuje się nasz kolejny „dom”, czyli Shira Camp. Niebo nad nami na dobre się zachmurzyło, ale na szczęście tylko na chwile.


SHIRA CAMP ( 3750 M N.P.M. ) – 2 NOCLEG


Pierwszy camp był bardzo przytulny przez okalająca go roślinność i piękną trawę, ten już jednak taki nie jest. To odkryty teren, ze żwirem i kamieniami. Na pierwszy rzut oka wydaje się nieciekawy. Kiedy jednak wychodzi zza chmur słoneczko, od razu świat wygląda inaczej. Jesteśmy ulokowani tym razem w samym centrum campu, wszyscy blisko siebie. Dzięki temu każdy ma blisko do jadalni i namiotów z toaletami. Do budynku zbiorczych toalet też jest rzut beretem. Chodzę więc na zmianę raz tu, raz tu.

Mamy prawie godzinę do obiadu. W namiocie rozkładamy więc wszystko na spokojnie, dzisiaj kompletnie bez pośpiechu. Jest i czas, aby nacieszyć oczy całą okolicą. Od strony zachodniej mamy widok na fantastyczny masyw Shira (3940 m n.p.m.) , czyli jeden z wulkanów wchodzących w skład całego Parku Narodowego Kilimandżaro. W oddali widać też piękną góry Meru (4566 m n.p.m.), czwartą co wielkości góry Afryki.

A gdy się obrócimy o 180 stopni to naszym oczom ukazuje się cały masyw Kilimandżaro. Chmury przewalają się raz odsłaniając krater, raz zasłaniając. Oj, piękna ta góra i prawie już na wyciągnięcie ręki !!!

A po obozie chodzą (i oczywiście latają nad nami), w ogromnych ilościach kruki. Tutejsze ptaki różnią się od naszych zakrzywionym dziobem i białą opaską wokół szyi. Są piękne i bardzo ciekawskie. Trzeba zamykać namioty, żeby nas nie odwiedziły. Zamki też warto zamknąć z innego powodu, podobno są tu myszy, które też potrafią odwiedzić turystów. Od dzisiaj kurczaki podawane nam na kolację nasza grupa będzie nazywać „krukami”, bo ich wielkość nam je przypomina.


SHIRA CAMP > PUNKT WIDOKOWY


Po obiadku idziemy już na lekko, czyli bez plecaków na najbliższy punkt widokowy.

Tu wszyscy budują swoje kamienne kopce. Mają one podobno zapewnić szczęśliwe zdobycie szczytu. Każdy dokłada swoją „cegiełkę”, obowiązkowa sesja zdjęciowa i czas wracać, niedługo słońce powie nam „dobranoc”.


ZACHÓD SŁOŃCA NAD SHIRA CAMP


Słońce zachodzi co prawda za chmurami, ale i tak jesteśmy zachwyceni spektaklem. Po kolacji wskakujemy do naszych śpiworków i próbujemy zasnąć. Niebo nad Shira Camp nie da się opisać słowami. Jakby ktoś je pomalował w miliardy kropeczek, a przez środek rozwinął srebrną wstęgę Drogi Mlecznej. Coś obłędnego!!! Musicie mi uwierzyć na słowo, bo zdjęć nie mam.



TANZANIA – PRZEWODNIK PO KRAJU I INFORMACJE PRAKTYCZNE >>

KILIMANDŻARO 7-DNIOWY TREKKING DZIEŃ PO DNIU >>

TARANGIRE – SAFARI W PARKU NARODOWYM >>

NGORONGORO – SAFARI W PARKU NARODOWYM >>

MASAJOWIE W TANZANII >>

ZANZIBAR – PRZEWODNIK PO WYSPIE I INFORMACJE PRAKTYCZNE >>

2 Replies to “MACHAME CAMP > SHIRA CAMP (KILIMANDŻARO – DZIEŃ 2)”

Leave a Reply